Jakiś czas temu rozpoczęłyśmy naukę języka angielskiego. Oczywiście od fiszek obrazkowych zakupionych okazyjnie w Biedronce ;-)
Minusem tego wydania jest mały format i zbyt cienki papier - dlatego konieczne jest laminowanie kart, aby intensywne poznawanie znaczenia nowych słów nie skończyło się źle. Plus za ładne wykonanie. Maja uwielbia swoje karty do angielskiego, po zakończonej prezentacji - układa je, sortuje i dokładnie ogląda.
Wybieram 6 kart, spośród tych które Maja doskonale zna już po polsku - i przez tydzień codziennie pokazuję jej raz dziennie te same fiszki. Odrzuciłam cyfry (na kartach nie ma przedstawionej ilości, jedynie same symbole, co kłoci się z założeniami nauki matematyki metodą Domana, czyli ilościowo) i dni tygodnia, które zostały przedstawione mało atrakcyjnie.
Kilka dni temu znalazłam w zaprzyjaźnionym sklepie papierniczym podkładkę na biurko, słownik polsko-angielski. Maja zakochała się w nim ;-)
Codziennie Młoda sięga po swój nowy skarb i dokładnie go studiuje, wyszukuje rzeczy których nazwy już zna i wymawia ich polską nazwę, a ja angielską. Młoda na początku była oburzona takim obrotem sprawy i uparcie powtarzała jedynie słowa po polsku - teraz zaobserwowałam coraz większe zainteresowanie i może niedługo zacznie powtarzać też i nazwy angielskie.
Na początek wystarczy, chociaż plansza jest tylko dodatkiem do kart obrazkowych, na których się skupimy w trakcie nauki języka, zgodnie z metodą globalną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz do nas